miesiąc temu miałem małego gonga z łaciatym burkiem na drodze czego efektem było małe wgniecenie w zderzaku i lekki najazd na rów przy drodze. Niby nic się nie stało, chociaż żona mówi, że to był zamach
i chciałem się jej pozbyć 
od razu się lawetowałem (bo opona się rozszczelniła) do serwisu, gdzie wypchali mi na ciepło zderzak i są tylko ryski do lakierowania i uszkodzony pojemniczek od spryskiwacza, co mam nadzieje sfinansuje mi PZU, jak tylko rozstrzygnie moje pisemko.
od tego czasu zrobiłem soulem jakieś 1,500km i wszystko było ok, aż tu nagle wczoraj wyjeżdżając z podjazdu zaświeciła mi się lampka poduchy, po czym poczułem opór na kierownicy(prosta droga), coś zgrzytnęło przy prawej oponie i równocześnie zaświeciła się kontrolka ABSu i poslizgu. Zgasiłem kijankę, odczekałem chwile, odpaliłem ponownie i wszystko poza kontrolką poduchy było ok, ale jak tylko godzinę później wychodziłem ze sklepu, akcja się powtórzyła i nie skończyła się do powrotu do domu.
Jak myślicie to wina elektryki (teściowie przyjechali, więc niestety solóweczka musiała zwolnić garaż i 2 dni stała na dworze)?Na początku myślałem, że to przez tą kolizję, ale w sumie 1,5 tysia zrobiłem bez żadnej awarii ...
Stawiał bym na twoim miejscu Kwarcu raczej na to drugie, to znaczy "czy co ".
